Joe Bonamassa
Dust Bowl
2011 rok
O Joe Bonamassie było stosunkowo głośno już przed wydaniem tej płyty. Mówiło się sporo o wiruozerii gry na gitarze, o odkrywaniu nowych przestrzeni dla bluesa, o pracowitości, która sprzyja rozwojowi niezwykłego talentu. I były też płyty, jedne oceniane lepiej, inne nieco słabiej, wszystkie zdecydowanie trzymające przyzwoity poziom dobrej, gitarowej muzyki. I wciąż brakowało tego jednego, wielkiego, komercyjnego przeboju. Na „Dust Bowl” też go raczej nie ma, ale jest ppłyta, która może być w całości uznana za przebój. Jest znakomita od początku do końca, najlepsza w dotychczasowej karierze nowojorczyka. To ponad godzinę gitarowej, utrzymanej głównie w bluesowo-rockowych przyprawach i podsypanej country uczty.
Okładka „Dust Bowl” nawiązuje naszym zdaniem do Dorotki w krainie Oz. Tak nam się kojarzy ten rysunek i nic na to nie poradzimy. Całość jest narysowana czy namalowana w sposób nie pozwalający na dostrzeżenie szczegółów. Uwagę przyciąga przede wszystkim wir, trąba powietrzna, która zaczyna się z prawej strony przy ziemi. Tam jest wąska, drobna, wokół styku wirującego powietrza z ziemią rozciąga się jeszcze nieporuszona niczym preria. Ale wyżej sytuacja jest już znacznie poważniejsza. Trąba unosi się cienką nitką, która stopniowo coraz bardziej się rozszerza, rozprzestrzenia na połowę okładki. Nad ziemią zaczyna dominować czarna chmura. Poniżej chmury jakby z jej kłębów wyłaniają się czarne ptaki (niektóre naprawdę są ptakami, inne to strzępy chmury przybierające taki kształt). Niebo widoczne na horyzoncie, poniżej czarnej chmury i na styku z ziemią, ma kolor żółty, niemal taki sam, jak pożółkła preriowa trawa.
Z lewej strony, na razie jeszcze nie objęta chmurą, stoi niska, drewniana chatka z uchylonymi drzwiami. Idą do niej dziecko, mężczyzna w kapeluszu (chyba niesie wiadro), za nimi biegnie pies. Gdzieniegdzie przebłyskują jakby smugi światła słonecznego, których źródło jest poza okładką, z jej prawej strony. Sam wir wygląda jakby przemieszczał się z prawej strony w lewą, właśnie w kierunku chatki.
Imię i nazwisko artysty znalazło się na tle czarnej chmury. Napis Joe Bonamassa został wykonany jasną, powyginaną, nawiązującą do pędzącego wiatru czcionką. Napis zajmuje całą szerokość i ¼ wysokości okładki. Tytuł znajduje się natomiast na dole, jest wyśrodkowany i też wykonany jasnymi, drukowanymi literami, które kojarzą się z czcionką wykorzystywaną w starych maszynach do pisania).
Autorzy: Roberto i Karola Więckowscy