BOKKA – Walk On A Wire
Wszystkie ujęcia teledysku układają się w jedną opowieść. To bardziej film, niż tradycyjny teledysk. Trzyma w napięciu, sceny przesycone są emocjami, atmosferą napięcia i zagrożenia. Bohaterami są mężczyzna w średnim wieku i jego córka.
Rozmawiają ze sobą, a ich słowa pojawiają się na ekranie jako napisy. Cała historia pokazana jest w kilku dłuższych scenach. Rozpoczyna się serią migających na ekranie obrazów: helikopter na tle pożaru, kordon strażaków lub policjantów w hełmach, pulsujące napisy: alarm, zachowaj spokój. Pomiędzy migawkami pojawiają się nazwa wykonawcy i tytuł utworu: BOKKA, WALK ON A WIRE, imiona i nazwisko autora teledysku: MACIEJ ALEKSANDER BIERUT.
W małej kuchni stoi ciemnowłosy mężczyzna.
Z narastającym lękiem przygląda się obrazom na monitorze komputera. Upuszcza szklankę, spogląda ze strachem na drzwi do pokoju. Obserwuje przez chwilę coś za oknem.
Oddycha coraz ciężej i szybciej.
Bezwładnie opiera się o framugę kuchennych drzwi. W drzwiach do pokoju staje nastoletnia dziewczyna o długich ciemnych włosach i ciemnych oczach.
– Tato? Coś się stało?
Ojciec patrzy na nią, na twarzy ma lęk.
– Tato, jesteś tam? Jesteś w kuchni?
Dziewczyna stoi niedaleko, zwrócona w jego stronę, lecz go nie widzi.
Ojciec:
– Słyszałaś?
Dziewczyna:
– No, niedługo nie będzie na czym jeść…
Mężczyzna podchodzi do córki.
– Ubieraj się.
Dziewczyna:
– Co?
Ojciec:
– Zabiorę cię gdzieś.
Dziewczyna:
– Teraz, gdzie?
Ojciec:
– To niespodzianka.
Dziewczyna uśmiecha się, obejmuje ojca.
– Na pewno wszystko okej?
Ojciec:
– Wszystko dobrze, kochanie.
Na klatce schodowej kobieta dopada drzwi swojego mieszkania, ktoś zbiega po schodach. W mieszkaniu ojciec nakłada córce słuchawki wygłuszające.
– Nie podsłuchuj.
Dziewczyna uśmiecha się.
Ojciec i córka czekają na windę, mijają ich biegnący ludzie, jakaś rodzina przygląda im się z przestrachem zza uchylonych drzwi mieszkania.
Samochód mknie mokrą ulicą. Po obu jej stronach zaśnieżone drzewa.
Ojciec za kierownicą, dziewczyna na siedzeniu pasażera.
– Tato?
Ojciec:
– Tak?
Dziewczyna:
– Patrzysz na mnie?
Ojciec przez krótką chwilę patrzy na córkę. Ona wystawia język, jak mała dziewczynka. Ojciec uśmiecha się. Szybko poważnieje. Dziewczyna:
– Wiem, gdzie jedziemy.
Ojciec:
– Wiesz?
– Obiecałeś mi. Po prostu nie było kiedy, tak?
Ojciec ujmuje dłoń dziewczyny.
– Przepraszam.
Dziewczyna:
– Czemu dzisiaj?
– Pomyślałem…że jak nie teraz, to nigdy.
Ojciec ociera dłonią łzy z policzków,
– Przyda nam się trochę ciszy.
Dziewczyna opiera głowę na zagłówku, twarz odwraca lekko w stronę okna.
– Mamy jeszcze dużo czasu, tato.
Ojciec tłumi płacz.
Przekręca mocno gałkę dźwięku odtwarzacza.
Zmierzch, ciemniejące niebo. Ojciec i córka wychodzą spomiędzy drzew na otwartą przestrzeń. Nisko na horyzoncie ponad drzewami nienaturalna złocisto-czerwona łuna wschodzącego księżyca. Tata otula dziewczynę kocem. Stoją zwróceni w stronę światła.
Ojciec:
– Proszę.
– Dzięki tato. Że mnie zabrałeś.
– Tato.
Ojciec:
– Tak?
Ciemny ekran, na nim napis Opowiedz mi.
Zbliżenie twarzy ojca i córki, oświetlonych silnym czerwonym blaskiem.
– Myślałem, że już wyrosłaś z tej zabawy.
– Że jestem za stara?
– Nie… że już mnie nie potrzebujesz.
Dziewczyna:
– Jest inaczej. To księżyc tak świeci?
Ciemne oczy dziewczyny są szeroko otwarte, nieruchome.
Ojciec:
– Gdybyś tylko mogła go zobaczyć.
– Mogę twoimi oczami.
– Tęskniłem za tym.
Mężczyzna jest wzruszony, dziewczyna uśmiecha się.
Zbliżenie. Oko mężczyzny porusza się.
– Widzę…
Łyse drzewa, pełno ich, aż po sam horyzont, jakby w nieskończoność. Nad nimi chmury jak piana w kąpieli. I księżyc, jakiego w życiu nie widziałem. Czerwony jak krew. Ogromny.
Dziewczyna:
– Jak duży?
Ojciec ujmuje dłonie córki i rozszerza jej ręce, by objęły widok wschodzącego księżyca.
– Wszystko jak we śnie. Płoną wierzchołki drzew.
Dziewczyna słucha przejęta, uśmiecha się. Ojciec podnosi rękę do czoła. Razi go blask księżyca: czerwono-złota łuna zaczyna przeraźliwie jaśnieć, nagle obraz rozpływa się w bieli.
Autorka: Emilia Piegat, Fundacja Kultury bez Barier